We Francji istnieje wiele odmian magicznych pudełek z
tajemniczymi kosmetykami i gdy tylko natrafiłam na to pudełko postanowiłam
także je wypróbować. Od razu uprzedzam, że nie reklamuje ani nie mam żadnych
powiązań z marką robię to z własnej przyjemności i chęci przedstawienia innym
produktów kosmetycznych, które myślę że mogą zainteresować każdą kobietę.
I tak oto trafiłam na Birchbox.
-Tym razem przedstawię Wam pełny produkt jaki otrzymałam. A
jest to lakier do paznokci marki NAILGIRLS w kolorze beżowym. Cena pełnego
produktu, który otrzymałam to 9,50€ za 10ml. I istnieje 5 wersji
kolorystycznych. Od razu zaprezentuje Wam zdjęcie moich paznokci, na które
nałożyłam 2 warstwy. Co prawda kryją ładnie, kolor dość trudny do nałożenia,
łatwo o jakieś cienie, a przede wszystkim należy mieć idealne paznokcie, czego
ja niestety nie mam. Widać wszystkie niedoskonałości i różnice w płytce, ja mam
bardzo kruche i rozdwajające się paznokcie przez co lakier układa się bardzo
nierówno. Natomiast drugi dzień i trzymają się bardzo dobrze. Dość długo schnie
i ma bardzo płynna konsystencje, do tego duży pędzelek, do którego trzeba
nabrać wprawy. Jako wielbicielka lakierów do paznokci bardzo lubię ten produkt,
choć muszę do niego się przyzwyczaić. Ale myślę że będzie często zdobić moje
pazurki. Dodatkowo na menu napisano iż nie zawiera wszelkich
niezdrowych składników jak formaldehyd, toluen i phtalates (nie mam pewności czy
po polsku tak samo brzmią te nazwy) do tego nie są testowane na zwierzętach i
opakowanie nadaje się do recyklingu, a także że pochodzi z Londynu.
-No i ostatni produkt, tak zwana wisienka na torcie. Choć ja wiem, chyba nie tym razem, powinnam im nadać inna kolejność. Ostatni i także pełnowymiarowy produkt jaki otrzymałam to krem do rąk marki MORAZ, 5ml to cena 5,60€. Jak dla mnie zarówno cena jak i sam produkt przystępny. Krem ma przyjemny aromat, lekka konsystencje, która nie jest bardzo gęsta przez co szybko się wchłania i czuć natychmiastowe nawilżenie. Jednak, co dalej. Ano nic. Krem jak krem. Zacznę używać może mnie przekona, na razie kończę krem Yves Rocher, który gdyby nie zapach także byłby zwykłym kremem. Więc kto wie może i ten ponownie zawita u mnie kiedyś.
Podsumowując bardzo fajne pudełeczko zwłaszcza że przed jego
otrzymaniem nie znałam wcześniej żadnego z tych produktów a co więcej nie
wiedziałam o istnieniu tych marek. Dlatego cieszę się że za tak niewielką cenę
mogłam je przetestować. Wykonując rachunek za 13 euro które zapłaciłam
otrzymałam produkty o jakiejś średniej wartości 33,38€. Plus dla tych marek, że
gdyby nie pudełko Birchbox nigdy prawdopodobnie bym po nich nie sięgnęła. Myślę
że z tym pudełkiem zdecydowanie będę kontynuować przygodę, bo pewnie jeszcze
nieraz mnie zaskoczy.
J'aime beaucoup; c'est un grand plaisir ;-)
Formuła pudełka Birchbox jest troszkę inna niż Glossybox
a głównie za sprawą ceny. Dostajemy 5 produktów, to się nie zmienia, co prawda
są zapakowane w skromniejsze ekologiczne pudełko. Natomiast w środku dodatkowo
otrzymujemy bardzo ładną materiałową saszetkę z której możemy zrobić np. kosmetyczkę.
Mi przypadła bardzo do gustu gdyż zwykle mam różne kosmetyki w torebce a jak
muszę coś znaleźć to trzeba pół zawartości wysypać. Dzięki tej torebce mogę
trzymać wszystko w jednym miejscu a po jaskrawym sznureczku łatwo ją odnajdę.
Wracając do ceny, we Francji kosztuje 10 euro, co prawda
dochodzą koszty przesyłki 3 euro. Tak więc płacimy 13 euro zwykle za kosmetyki
w wersjach próbnych. Przyznam że początkowo zawiodłam się swoim pudełkiem gdyż
udało mi się podpatrzeć na innych blogach pierwsze wersje otrzymanych już
pudełek. I moje zdecydowanie się różni. Nastawiłam się na inne produkty, ale jak
się okazało niesłusznie. Dostałam 5 w tym 2 pełnowymiarowe wersje doskonałych
kosmetyków. Od razu powiem że zaczarowana zostałam aromatem jaki się wydobył po
otwarciu pudełka i wciąż z przyjemnością go otwieram.
Zacznę przedstawiać moje produkty, uprzedzam nie wszystkie zdążyłam
przetestować. Jednak gdy tylko to nastąpi to poinformuje Was w kolejnych
notkach. Informuje, że kosmetyki z tego pudełka raczej nie są tymi popularnymi,
dlatego ich dostępność często nie jest łatwa.
Oczywiście formuła pudełka jest już dalej identyczna,
zapisujemy się na miesiąc lub wybieramy stały abonament. Później płacimy i wypełniamy
ankietę kosmetyczną. A następnie pozostaje nam tylko czekać. Co mi się bardzo
spodobało zarówno w jednym i drugim pudełku możemy śledzić cały proces jego
tworzenia aż do dostarczenia go nam do domu. Oczywiście mam na myśli stałe
informacje jakie otrzymujemy na temat stanu i miejsca gdzie się znajduje nasze
pudełko. Jest to monitorowane mailami od pakowania aż do dostarczenia. Dlatego
wiedziałam dokładnie kiedy zapuka do mnie listonosz.
W tym miesiącu, który był moim pierwszym Birchbox nam
proponuje Witamine B na dobry początek wiosny.
I w moim zestawie znalazłam.
-Beauty Protektor, Protect & Detangle cena
pełnowymiarowego produktu 236 ml to 19€
ja zaś otrzymałam dużo mniejszą buteleczkę, ciężko powiedzieć jakiej
wielkości gdyż nie ma na niej napisane, ale ok. 30ml tj. ok. 2,50€
Jest to odżywka do włosów i zagadka rozwiązana. To jego
zapach rozprzestrzenił się w całym pudełku. A jak podaje nam instrukcja
obsługi, przez niektórych nazywana menu, jest to produkt, który zastąpi nam
wszelkie odżywki, maseczki i produkty używane dotychczas do włosów. Produkt
multi funkcyjny, zapomnieli dodać, że jego zapach powali nas na kolana i
zastąpi nam perfumy, gdyż przez jego aromat bardzo ciężko się przebić. Oczywiście
są tego plusy i minusy, bo jednym ten słodki zapach waty cukrowej może się
podobać a innym nie. Ja się zakochałam już po otwarciu pudełka. Jedyne, co
poinformowali, że trzeba być cierpliwym przy pierwszym użyciu należy
wielokrotnie naciskać, co pozwoli uruchomić pompkę. To prawda, jedno pssst i po
wszystkim by się wydawało, ale nie nie to nie takie proste. Pachnie zabójczo i
zapach utrzymuje się co najmniej dobę a nawet do kolejnego mycia głowy. Ja go
nawet czułam przez dwa dni, gdyż nie codziennie myję włosy. Ale użyłam go tylko
raz, gdyż dokładniejsze testowanie pozostawię na późniejszy okres. Obecnie
używam zbyt wiele nowych produktów do włosów i nie wiedziałabym czy są dobre i
warte kupowania. Ale o tym innym razem.
-Kolejny produkt to LA SULTANE
DE SABA, zaznaczone w menu jako nowość Peeling do ciała. Pełny
produkt kosztuje 300g. 34€ zaś ja otrzymałam 40 g co daje jakieś 4,53€.
Według instrukcji jest to peeling do używania raz w tygodniu
dla uzyskania nowej skóry. Zapach orientalny potrafi rzekomo uzależnić. Podobno
najlepiej go używać wraz z mleczkiem do ciała, niestety nie mam możliwości
przetestować gdyż nie dołączono a jak sprawdziłam jego cena to 28€ ,więc w tym
momencie dla mnie zbyt dużo, zwłaszcza że mam w domu jeszcze mleczko do ciała. Także
jest sprzedawany w wersji kompletu za cenę 51€ otrzymujemy zestaw widoczny na
zdjęciu, tj. mleczko, peeling, eliksir oraz pomadkę do ust. Jeśli peeling się
sprawdzi kto wie, może sobie sprawię prezent. Choć przyznam że do tanich te
kosmetyki nie należą.
-Dr.Brandt Pores no more pore refiner, cena tego kremu to
30ml - 45€ jednakże ja otrzymałam próbkę 7, 5 ml, więc jej cena to ok. 11,25€. Przyznam,
że to dość drogi specyfik jak na taką miniaturkę, ale podobno czyni cuda, a wartość
przekroczyła całą cenę pudełka Birchbox bez przesyłki. Więc ciekawa jestem
efektów. Nie próbowałam jeszcze, ale podobno matuje i zmniejsza pory, a świadczy
o tym podany przykład, że sama Gwyneth Paltrow go używa, jako bazy pod podkład.
Jak przetestuje opiszę, aczkolwiek nie wiem czy taka ilość pozwoli mi go dokładnie
poznać.
-No i ostatni produkt, tak zwana wisienka na torcie. Choć ja wiem, chyba nie tym razem, powinnam im nadać inna kolejność. Ostatni i także pełnowymiarowy produkt jaki otrzymałam to krem do rąk marki MORAZ, 5ml to cena 5,60€. Jak dla mnie zarówno cena jak i sam produkt przystępny. Krem ma przyjemny aromat, lekka konsystencje, która nie jest bardzo gęsta przez co szybko się wchłania i czuć natychmiastowe nawilżenie. Jednak, co dalej. Ano nic. Krem jak krem. Zacznę używać może mnie przekona, na razie kończę krem Yves Rocher, który gdyby nie zapach także byłby zwykłym kremem. Więc kto wie może i ten ponownie zawita u mnie kiedyś.
J'aime beaucoup; c'est un grand plaisir ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz